Ulubieni barbarzyńcy polskiego emo rockandrolla wracają z piosenką „Płonę, płonę”. I znowu nie wiadomo, czy to jest o miłości, o seksie, narkotykach, czy końcu świata. I czy to w ogóle źle tak płonąć, czy może właśnie super?
Powracające w piosence słowa „Tyle jeszcze przed nami” raz dają nadzieję, a raz wydają się najgorszym przekleństwem. Kumacie: bo można sobie tak patrzeć wesoło w przyszłość i wzdychać: „Ojej, kochanie, tyle jeszcze przed nami, ale super”. Albo: „O k***a. TYLE g****a jeszcze przed nami, jak my to zniesiemy?!”. W sensie, że jakaś potworniejsza jeszcze katastrofa goni tę i tak już potworną.
Tak to sobie chłopcy wymyślili, jednocześnie jakimś cudem łącząc molto energiczny rockowy numer z balladkową romantico wrażliwością.
A tak to standard – Łukasz Moskal gra bit w tempie 1500 100 900, basista Wojtek Traczyk zdumiewa dziwnym, transowym basem, a jak sieknie tam na dole, to o Jezu, a Dawid Karpiuk jak to on – śpiewa romantycznie i podobnie romantycznie gra na gitarze.
„Płonę, płonę” jest drugim singlem zapowiadającym planowany na jesień drugi album najbardziej kosmicznego warszawskiego trio.