„Anioł stróż” – Aziza Ansari nie zaskakuje, ale wciąga codziennością

Pełnometrażowy debiut reżyserski Aziza Ansariego to film pełen codziennych absurdów, ulicznego humoru i zwyczajnych bohaterów. Dla fanów twórczości komika jest to duchowy brat serialu „Specjalista od niczego”, dla nowych widzów – mieszanka zaskoczenia i kulturowego szoku.

Dla osób, które wcześniej miały styczność z twórczością Aziza Ansariego, „Anioł stróż” nie będzie żadnym zaskoczeniem. Artysta, znany m.in. z „Specjalisty od niczego”, po raz pierwszy staje za kamerą pełnometrażowego filmu, zachowując charakterystyczny styl i poczucie humoru. Widzowie mogą spodziewać się więc nietypowych dialogów, obserwacji życia codziennego i drobnych absurdów, które w jego wcześniejszych projektach działały tak dobrze.

Film opowiada historię zwyczajnego człowieka, który w dzisiejszej Ameryce musi zmagać się z trudami życia codziennego. Ansari czerpie inspiracje z ulicy, pokazując codzienne problemy, które czasem wydają się wręcz przytłaczające, ale przez pryzmat komizmu stają się zrozumiałe i… zabawne. Gwiazdorska obsada – w tym Keanu Reeves i Seth Rogen – wprowadza ciekawy kontrast do kameralnej, ulicznej atmosfery filmu, ale ich obecność nie dominuje opowieści.

Mimo że „Anioł stróż” ma wiele udanych momentów i momentami potrafi rozbawić, całościowo film nie zachwyca i nie zaskakuje na tyle, by stać się przełomowym dziełem w dorobku Ansariego. To solidny, momentami wzruszający debiut, który pokazuje potencjał twórcy, ale zabrakło w nim elementu, który naprawdę by porwał widza. Moja ocena jest więc dobra – film spełnia oczekiwania, ale nie pozostawia długo trwającego wrażenia.

Film możecie zobaczyć w sieci kin Multikino.