„Szpiedzy” Soderbergha: elegancka gra pozorów, która nieco traci tempo

Otrzymałem zaproszenie od Multikina na pokaz filmu „Szpiedzy” w reżyserii Stevena Soderbergha, który wszedł do kin wiosną 2025 roku. Jako fan kina szpiegowskiego i jednocześnie osoba ceniąca styl Soderbergha, nie mogłem odmówić takiej okazji. Oczekiwania były duże – nazwisko reżysera zobowiązuje, a sam zwiastun zapowiadał dynamiczną mieszankę thrillera, kina akcji i psychologicznej gry pozorów. Po seansie mogę powiedzieć, że film mi się podobał, ale pozostawił po sobie pewien niedosyt. To produkcja, którą doceniam za kunszt i pomysł, ale nie jestem pewien, czy chciałbym do niej wracać.

Powrót do klasyki z nowoczesnym sznytem

„Szpiedzy” to film, który z jednej strony flirtuje z konwencją klasycznego thrillera szpiegowskiego rodem z lat 70., a z drugiej stara się wpisać w realia współczesnej polityki i technologii. Historia opowiada o tajnej operacji prowadzonej przez międzynarodową agencję wywiadowczą, która zaczyna się wymykać spod kontroli. Główna bohaterka, agentka grana przez rewelacyjną Jessie Buckley, zostaje wplątana w wielowarstwową intrygę, w której trudno rozróżnić, kto mówi prawdę, a kto tylko odgrywa rolę. Film korzysta z wielu klasycznych chwytów: podsłuchy, szyfry, zmiany tożsamości – wszystko to tu znajdziemy. I choć całość wydaje się być perfekcyjnie poukładana, miejscami miałem wrażenie, że Soderbergh aż za bardzo bawi się konwencją, pozostawiając widza z uczuciem lekkiego chaosu.

Reżyseria Soderbergha – plusy i minusy

Nie sposób nie docenić warsztatu reżysera. Kadrowanie, praca kamery, a przede wszystkim montaż – wszystko stoi tu na wysokim poziomie. Soderbergh sam odpowiadał za zdjęcia i montaż (pod pseudonimami), co nadaje filmowi bardzo osobisty sznyt. Sceny pościgów i przesłuchań są zrealizowane z rozmachem, a jednocześnie nie są przesadnie efekciarskie. Reżyser unika typowych hollywoodzkich rozwiązań – zamiast wybuchów i strzelanin dostajemy napięcie budowane przez dialogi, spojrzenia i niedopowiedzenia. I właśnie w tym tkwi siła filmu, ale jednocześnie jego słabość. Bo choć to działa przez pierwszą godzinę, w drugiej połowie miałem wrażenie, że napięcie zaczyna słabnąć, a scenariusz zbyt często kręci się wokół własnej osi.

Aktorstwo – mocna strona filmu

Największym atutem „Szpiegów” jest obsada. Jessie Buckley w roli głównej wypada bardzo przekonująco – łączy siłę z kruchością, a jej postać, mimo że chwilami niejasna, wzbudza sympatię i ciekawość. Partnerują jej m.in. Oscar Isaac i Ben Whishaw, którzy dodają filmowi głębi. Zwłaszcza Isaac, który gra podwójnego agenta z własną agendą, potrafi jednym spojrzeniem zasugerować, że nie mówi całej prawdy. Chemia między aktorami jest wyczuwalna, a dialogi – choć miejscami zbyt wyrafinowane – brzmią naturalnie.

Wrażenia ogólne

Po seansie „Szpiegów” miałem mieszane uczucia. Z jednej strony – elegancki, dopracowany thriller z dobrym aktorstwem i świetną realizacją. Z drugiej – film, który zbyt mocno komplikuje intrygę, przez co trudno się w nią w pełni zaangażować. Podobało mi się, jak Soderbergh eksperymentuje z narracją, czasem i obrazem, ale momentami miałem wrażenie, że ten eksperyment odbywa się kosztem widza. To film wymagający skupienia, cierpliwości i pewnej dozy zaufania do twórcy. Nie każdemu przypadnie do gustu.

Nie żałuję, że poszedłem do kina – była to solidna dawka dobrego kina z ambicjami. Ale też nie jestem pewien, czy „Szpiedzy” zostaną ze mną na dłużej. Może wrócę do niego za kilka lat, by sprawdzić, czy coś mi nie umknęło. Na razie jednak zostawiam go w kategorii „średniak z potencjałem”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *